Medytacje

Stacja 1.

Znaleźliśmy się i jesteśmy dla siebie na zawsze

Zanim się nawzajem znaleźliśmy, pełni tęsknoty szukaliśmy brakującej połowy naszego „ja” w innych ludziach. Być może była to droga wyboista, wiodąca często w ślepe uliczki; uczyliśmy się jednak na własnych błędach oraz rozczarowaniach i stawaliśmy się coraz dojrzalsi.

Gdy zaczynała się nasza przyjaźń, poznawaliśmy naszego współmałżonka w rożnych sytuacjach. Nasza pierwsza „ślepa” miłość stawała się coraz bardziej widząca: „Kocham czysty blask twojej cnoty, kocham twoje zaćmienie, gdy błądzisz” (S. Petőfi).

Szukaliśmy woli Boga: czy mój współmałżonek jest właśnie tym, którego ON dla mnie stworzył?

Jeszcze dzisiaj żywe jest w nas wspomnienie tej chwili, w której zdecydowaliśmy, że zostaniemy ze sobą na zawsze. Wypełniała nas radość, że kochany, wspaniały człowiek odwzajemnia naszą miłość. Pełni tej radości powiedzieliśmy:„kocham Ciebie, jestem Twój”. Nasze TAK w kościele, przed Bogiem i ludźmi było ostatecznym TAK dla tej decyzji.

Związaliśmy razem nici naszego życia. Ten węzeł, to przymierze musi wiele wytrzymać. Nasze życie się zmieniło. Każdy z nas żyje już nie tylko dla samego siebie. Przez to, że otwarliśmy się na siebie nawzajem, powstała między nami jedność oparta na wzajemnym, zaufaniu:„Liczę na Ciebie – i Ty możesz na mnie liczyć.”

Z biegiem lat wzajemnie się oszlifowaliśmy. Łączy nas coraz więcej więzów. Uzupełniamy się. Dążymy do wspólnoty na wszystkich polach naszej osobowości: na polu ciała, ducha i psyche.

Wyczuwamy wzajemnie swoje myśli i wahania. Wspólnie szukamy odpowiedzi na życiowe pytania. Ważne są dla nas uczucia i tęsknoty współmałżonka. Obdarowujemy się sobą nawzajem w małżeństwie.

Im więcej więzów nas łączy, tym więcej udźwignie nasze małżeństwo. Nasze Ja i Ty mogą tym bardziej stać się jednością, o ile ON, który stworzył nas dla siebie nawzajem – jest przy nas obecny.

Przypomnijmy sobie nasze pierwsze spotkanie.

 

Stacja 2.

Nasz dom jest naszym królestwem

Nasz dom jest naszym królestwem – zarówno małe mieszkanko, jak i duży dom z ogrodem. Stąd wybywamy i tu wracamy, tutaj znajdujemy ucieczkę i jesteśmy bezpieczni. Tu możemy żyć w zgodzie z naszymi wartościami. Starannie wybieramy to, co do swojego domu wpuszczamy, nie słuchając instrukcji płynących z ekranu. Pracujemy wytrwale nad budową „tamy”, która odgradza nas od chorego ducha obecnych czasów, który niezauważalnie próbuje wślizgnąć się do naszej duszy i rozsadzić od środka życie rodzinne.

Ogień naszej małżeńskiej miłości wypełnia ten zamknięty świat życiem. Daje on światło i ciepło, dzięki niemu też pojawia się jedzenie na naszym stole. Ogień ma także siłę niszczącą. Nasz dom może być ciepłym gniazdem, lecz może stać się również miejscem spustoszenia.

Nasz dom ciągle się zmienia, dopasowujemy go do okoliczności. Gdy jest za mały, przeprowadzamy się albo rozpoczynamy rozbudowę. Nigdy nie jest gotowy, ciągle musimy się o niego troszczyć. To, co wieszamy na ścianach odzwierciedla nasze życie i przyzwyczajenia: to, jak się ze sobą obchodzimy, jak do siebie mówimy, jak siedzimy wokół nakrytego stołu, jak świętujemy i pielęgnujemy rodzinne zwyczaje, jak je odnawiamy i przekazujemy dalej. Wtedy nasze mieszkanie przez to zaczyna świecić własnym blaskiem. 

Rzeczy, które posiadamy mogą być zużyte i niewiele warte, jednak przypominają nam o najbliższych. Są pełne wspomnień. Jesteśmy z nimi związani, nie wymieniamy ich tak po prostu na inne.

Nasze cztery ściany staną się tylko wtedy prawdziwym domem, kiedy będziemy się starać, aby nasze serca stały się dla siebie miejscem wzajemnego zamieszkania. Wtedy stanie się on przedsionkiem Nieba, miejscem, w którym:

– dzieci mogą czuć się pewnie,

– dzieci wiedzą, że jesteśmy dla siebie ważni,

– miłosiernie podchodzimy do naszych słabości,

– każdego dnia na nowo zaczynamy kochać.

Co możemy zrobić, aby wzmocnić naszą więź z domem?

 

Stacja 3.

Dajemy życie, przyjmujemy życie

Prawdziwa miłość nie chce się ograniczać – chce wzrastać i obdarowywać. Także w nas żyje tęsknota, aby przekazywać życie. Stając się ojcem i matką, jesteśmy współpracownikami naszego Stwórcy. Razem przekazujemy nowe ludzkie życie, życie na wieczność, unikalne i niepowtarzalne, które samo może się z kolei stać źródłem nowej miłości i nowego życia.

Narodziny naszego dziecka wypełniają nas radością. Bóg powierza nam skarb. Oczekuje od nas, że wychowamy dziecko i zaprowadzimy je ku Niemu. Bezbronność powierzonego nam dziecka wzmacnia nas. Obserwujemy jak wzrasta, jak się zachowuje, jak kształtuje się jego rozumna natura, odkrywamy w dziecku nasze własne rysy twarzy i cechy charakteru.

Do naszej radości może się wślizgnąć troska: być może boimy się  tego dużego zadania –  jesteśmy przecież odpowiedzialni za nasze dziecko. Musimy tak zorganizować nasze życie, naszą pracę, nasz dom, aby móc godnie wychować dziecko. W centrum naszej uwagi stoi dobro naszego  dziecka. Jeden z rodziców nie może czasami przez wiele lat wykonywać wyuczonego zawodu, podczas gdy drugi rodzic musi się troszczyć o utrzymanie rosnącej rodziny. Być może martwimy się  o nasze zdrowie, warunki mieszkaniowe, utrzymanie…

Płodność naszej miłości jako matka i ojciec możemy odkryć również, gdy nie możemy mieć własnych dzieci. Inne dziecko może stać się naszym duchowym dzieckiem, możemy je nawet adoptować. Również szlachetne przedsięwzięcie, piękne zadanie, któremu poświęcamy życie, może być naszym duchowym dzieckiem.

Na naszym  ślubie przyrzekaliśmy, że przyjmiemy dzieci, które Bóg nam podaruje. Przyjmujemy je też w kolejnych latach naszego życia i odkrywamy, że są one dla nas niewyczerpalnym źródłem radości.

Otwórzmy na nowo serca dla naszch dzieci.

 

Stacja 4.

Miłość może być bolesna

My, ludzie, nie jesteśmy doskonali. Popełniamy błędy, wzajemnie się ranimy, mamy gorsze dni, swoje dziwactwa i niedobre przyzwyczajenia, które są ciężkie do zniesienia dla innych. To jest normalne, nie ma w tym niczego nadzwyczajnego. Kochać naprawdę oznacza czasami „obejmować kaktus”.

Niekiedy kłócimy się, ogarnia nas gniew, dąsamy się. Kiedy miłość zostanie w taki sposób zraniona, rana musi zostać opatrzona, aby nie jątrzyła się. Gdy się na siebie złościmy, dąsamy, kłócimy się i ranimy, krzywdzimy naszą miłość, a rana jej zadana musi być opatrzona, aby nie dopuścić do ropienia. Dbamy o to, aby w naszej rodzinie coraz bardziej panował klimat przebaczenia i pojednania.

Dzięki małym znakom czułości – czasami nawet bez słów – możemy prosić: niech znowu będzie dobrze. W ten sposób stajemy się  zdolni, aby mówić o tym, co nam sprawiło ból, bez wzajemnego oskarżania się. Gdy wzajemnie poznajemy swoje motywacje i przemyślenia, może się okazać, że zrobiliśmy wiele hałasu o nic i że tak naprawdę nie jest ważne, kto miał rację.

Czasami zdarza się, że nasz współmałżonek bardzo dotkliwie nas zranił. Jest dla nas jak obcy. Mamy wrażenie, że nasz wieloletni  związek legł w gruzach.

Wtedy jest ważne, abyśmy umieli zacząć na nowo jako para małżeńska. Szukamy okazji, aby pomówić ze sobą w spokojnej atmosferze. Zdajemy sobie  sprawę, że wzajemna miłość jest większa niż jakiś konkretny problem. Brak miłości  u współmałżonka boli nas bardziej niż to, w jaki sposób zostaliśmy zranieni.

 Pojednane nie oznacza jeszcze pełnego rozwiązania problemów; pomaga ono jednak ponownie odnajdywać się w miłości. Są rany, które goją się bardzo długo. Musimy pracować nad zadośćuczynieniem i odbudową zaufania w małżeństwie.

Pojednanie nie oznacza jeszcze pełnego rozwiązania problemów; pomaga ono jednak ponownie odnajdywać się w miłości. Są rany, które goją się bardzo długo. Musimy pracować nad zadośćuczynieniem i odbudową zaufania w małżeństwie.

Gdy już przebaczyliśmy, nie mówimy więcej o winie współmałżonka. Możemy być pewni, że wszystkie nasze łzy i cierpienia mogą się stać prezentem dla naszej rodziny i dla innych, kiedy ofiarujemy je dobremu Bogu. Nie powinniśmy zapominać, że my również jesteśmy krzyżem dla naszego współmałżonka. Także on niesie nas „z bólem”.

Jeśli więc ciągle skarżymy się na spowodowane przez niego cierpienie, powinniśmy uświadomić sobie, że i my potrzebujemy miłosierdzia. Dopiero wzajemne miłosierdzie przynosi  pokój.

Przpomnijmy sobie radość płynącą z pojednania.

 

Stacja 5.

Wzrastamy w trudnościach

Każdy z nas chciałby uniknąć trudności. Rozwój techniki może nam w tym pomóc – przez odwrócenie uwagi, przez lepszą opiekę medyczną…

Mimo to, ludzie nie cierpią dzisiaj mniej niż dawniej. Musimy stawić czoła nowym wyzwaniom natury cielesnej i psychicznej: nowym chorobom, tragediom rodzinnym utratom, porażkom, oszczerstwom…

Pełni zniechęcenia możemy zadawać sobie pytanie: jak Bóg może na to pozwalać? Być może gorzkniejemy, zrzędzimy i skarżymy się. W rozpaczy szukamy powodu. Życie jednak idzie dalej. Być może udaje się nam po pewnym czasie zrobić krok dalej i szukać woli Boga, szukać, co chciał nam przez to powiedzieć.

Wszystko jest kierowane kochającą ręką Opatrzności” mówił ojciec Kentenich. Bóg kształtuje nas również poddając nas trudnościom, odcina „dzikie pędy”. Nie chce żebyśmy cierpieli, lecz w pierwszym rzędzie chce, by wzrastała w nas miłość. 

Tak można pokonać ból i gorycz. Jest to również kwestia ćwiczeń i duchowej siły. Gdy uczymy się, rozpoznawać i rozumieć problemy, tak jak biegacz przeszkody, wtedy wzrastamy i stajemy się silniejsi. Gdy czujemy się słabi i bezradni, akceptacja sytuacji jest największym wyzwaniem.

Kiedy się staramy poradzić sobie z naszymi zadaniami i problemami, możemy nawet doświadczyć większego zjednoczenia i wzmocnienia naszej rodziny. Możemy odkryć pewne cechy charakteru innych ludzi, które były do tej pory ukryte.

Czasami nasz świat wartości ulega rozchwianiu , gdy doświadczamy problemów i po ich rozwiązaniu może  znów wrócić  na właściwe miejsce. Gdy pokonujemy trudności i dzięki temu wzrastamy, stajemy się zdolni, aby zrozumieć uczucia innych i dzięki temu umieć lepiej im pomagać. Gdy czujemy się słabi, lecz widzimy, że nasz współmałżonek nas potrzebuje, możemy znaleźć w sobie niezbędną siłę.

Możemy znaleźć Boga w każdym cierpieniu, nie tylko jako Tego, kto nas przez nie kształtuje, ale też wtedy, gdy pomaga nam je znosić. On bierze ciężar  Swoje dłonie i waży, co możemy unieść – odpowiednio do naszego celu. W ten sposób trudności mogą się stać stopniami, które wiodą nas do góry, do Niego.

Pomyślmy o trudnościach, które nas wzmocniły.    

 

Stacja 6.

Pomagamy naszym dzieciom stawać się mocnymi

Nasze dzieci zostały nam podarowane przez Stwórcę, nie są naszą własnością. Naszym zadaniem jest przyprowadzić je z powrotem do źródła żywej wody. Jesteśmy do tego zdolni tylko wtedy, gdy sami szukamy tego źródła aby z niego zaczerpnąć.

Przez nasze dzieci mogę doświadczyć miłosiernej i otwartej miłości Boga, aby ją potem przekazać dalej. Poszukujemy i chcemy zrozumieć, jakie zdolności Bóg podarował naszym dzieciom i próbujemy pomóc im, aby te zdolności w pełni się w nich rozwinęły.

Chcemy je wychować na silne osobowości. Powinny zostać ludźmi,  którzy wychodzą ponad siebie, którzy potrafią o coś dobrego walczyć i żyć dla innych, ludzi, którzy umieją świadomie wybrać dobro. Powinny się nauczyć panować nad swoimi popędami, aby mieć siłę i móc wytrwale dążyć do dobrego celu.

Możemy wychować nasze dzieci tylko wtedy, gdy sami nad sobą pracujemy. Gdy na własnym przykładzie możemy się przekonać, jak trudno pozbyć się złego przyzwyczajenia, wtedy umiemy obchodzić się z naszymi dziećmi z większą wyrozumiałością i miłosierdziem.  Wtedy słowa wypływają nam z własnego serca i znajdują pokrycie w naszym własnym życiu.

Wychowanie dzieci jest trudnym zadaniem. Ojciec Kentenich zachęca nas: „ Bóg powołał nas do tego, abyśmy wychowywali nasze dzieci i On trzyma naszą dłoń.” Dlatego możemy się do Niego zwrócić z trudnościami i wątpliwościami. W tym czego sami nie umiemy, On może nam pomóc. Gdy doświadczamy własnych granic przy wychowaniu dzieci, to doświadczenie popycha nas w Jego ramiona, popycha nas do modlitwy.

W którch słabościach mojego dziecka odnajduję siebie samego?

 

Stacja 7.

W środku życia

Gdy docieramy na szczyt góry i rozglądamy się dookoła, rozciąga się nad nami daleki widok, z wieloma planami i perspektywami. Dokładnie tak samo patrzymy na nasze życie.

Nie jesteśmy już tak silni, jak dawniej, ale ciągle jeszcze mamy wystarczająco sił na wiele przedsięwzięć. Staliśmy się bardziej ociężali, być może mamy problemy zdrowotne. Najważniejsze momenty zwrotne naszego życia są już za nami: wybór zawodu, wybór żony lub męża, narodziny dzieci. Nie zrealizowaliśmy wielu planów z czasów młodości. Popełnialiśmy błędy, doświadczaliśmy rozczarowań.

Gdy doświadczenie naszych granic przejmuje nad nami kontrolę, może dojść do kryzysu wieku średniego. Możemy mieć wrażenie, że cos się kończy, zamykają się jakieś drzwi w naszym życiu. Zdarza się, że ktoś odwraca się tyłem do całego swojego dotychczasowego życia, aby uwolnić się od lęku.

Jak teraz żyć dalej? W jakim kierunku wiedzie droga?

W czasie kryzysu zastanawiamy się nad tym, dlaczego żyjemy. Wokół nas panuje ciemność. Jak statki, które płyną przez mgłę, zwalniamy i staramy się nie utracić właściwego kursu. Szukamy w świetle wiary sensu naszego życia.
 „Kiedy pełni zaufania ofiarujemy wszystko Bogu, usuwa On nasze granice, lub też pozostawia je na miejscu, bowiem ktoś, kto uczciwie się stara, a mimom to ciągle upada, będzie życzliwszy dla otoczenia” – pisał ojciec Kentenich.

Patrząc wstecz, stwierdzamy, że zamknęły się za nami jedne drzwi, jednak przed nami otwierają się następne. W naszym zawodzie może jeszcze przyjść owocny czas. Patrzymy na dzieci, które dorastają. W naszych warunkach możemy na nowo podziwiać cud rozwijającego się ludzkiego życia… Wiele pięknych zadań jeszcze na nas czeka.

Co daje nam siłę w kryzysie?

 

Stacja 8.

Razem jesteśmy silniejsi

Samotne drzewo na szczycie góry może zostać łatwo przewrócone lub wyrwane z korzeniami przez wiatr. Nawet jeśli jest silne. Drzewa rosnące w lesie dają sobie natomiast wzajemnie ochronę, stoją mocno, ponieważ nie są osamotnione.

Podobnie jest z nami. Chcielibyśmy żyć zgodnie z naszymi wartościami, jednak jeśli stoimy samotnie, nie jest nam łatwo sprzeciwiać się szkodliwemu duchowi naszych czasów. Wielką pomocą dla nas mogą być podobni nam, którzy żyją, myślą i odczuwają jak my. Wzajemnie możemy się wzmacniać.

Podobieństwo myślenia i odczuwania nie oznacza identyczności. Przeciwnie – różnimy się. Jest jednak błogosławieństwem móc należeć do dobrej wspólnoty – szczególnie dla naszych dzieci. W kręgu przyjaciół czujemy się na swoim miejscu. Dobrze jest przeżywać wspólnie w tym kręgu różne wydarzenia i plany życiowe. Możemy się wspierać radą i pomocą przy narodzinach dzieci i opiece nad nimi, przy budowie domu… W modlitwie zanosimy potrzeby naszych przyjaciół przed oblicze Boga.

Sami jesteśmy sami, łatwiej zburzyć naszą równowagę, jeśli biernie i bardziej skłonni dopasować się do zdania większości. Jeśli jednak wzajemnie przy sobie trwamy, zwielokrotniamy nasze siły. Razem możemy z większa radością wyjść naprzeciw kolejnym życiowym celom.

 

 

Co zawdzięczamy tym, którzy tworzą z nami wspólnotę?

 

Stacja 9.

Jesteśmy posłani

Różnorodne są dary, które dał nam Bóg. Otrzymaliśmy je, aby służyć innym. Często obawiamy się, gdy mamy publicznie wyrazić nasze przekonania i wartości: czy dobrze się zaprezentujemy? Czy zdołamy tak wyrazić nasze zdanie, aby nie odstraszyć myślących inaczej? Być może mamy wobec nich uprzedzenia, ponieważ inny jest ich styl życia. To właśnieten styl kształtuje życie publiczne, atmosferę w szkole i miejscu pracy – i to my cierpimy z tego powodu.

Nasze najważniejsze zadania to: budowa małżeństwa, rodziny, wychowanie silnych, dobrych dzieci oraz życie wiarą. Jeśli je wypełniamy, to są one świadectwem naszych wartości w najbliższym otoczeniu.

Ciepło rozpalonego pieca może tylko wtedy się rozprzestrzeniać, gdy ci stojący najbliżej są tym ciepłem przeniknięci. Prawdopodobnie będzie kiedyś można powiedzieć o naszej rodzinie: „Zobaczcie jak oni się kochają”.

Promieniować ma przede wszystkim nasze życie. Możemy podejmować inne zadania tylko o tyle,  o ile nie zaniedbujemy naszej rodziny. Nie chcemy „łapać wielu srok za ogon”, jeśli ucierpią na tym nasze dzieci lub współmałżonek.

„Życie chrześcijan jest jedyną Biblią, którą czytają niewierzący” mawiał często ojciec Kentenich.
W świecie, w którym małżeństwo i rodzina przeżywają kryzys, wielu ludzi nigdy nie zazna bezwarunkowej miłości. Aby móc uwierzyć, że Bóg jest miłością, muszą najpierw doświadczyć w codziennym życiu miłości innych ludzi – nas.

Duch Święty pomoże nam zwrócić się również do tych, którzy są nam obojętni lub wobec których żywimy uprzedzenia. Im zaś pomoże czytać w „naszej Biblii.”

Dla kogo w moim środowisku mogę coś zrobić?

 

Stacja 10.

Jesteśmy wierni

Pobraliśmy się z myślą, że będziemy ze sobą do końca życia – w radości i cierpieniu. Ta pewność pozwoliła nam ofiarować się małżonkowi bez zastrzeżeń. To nie papier, nie umowa są najważniejsze, lecz z miłości chcemy przejąć za siebie wzajemnie odpowiedzialność.

Z biegiem lat oddaliliśmy się może od siebie. Biegniemy obok siebie, jak tory kolejowe. Nasz związek poszarzał. Zdaje się, że znamy naszego współmałżonka lepiej niż on sam zna siebie.

  • Czy rzeczywiście go znamy?
  • Czy wiemy, co go ostatnio zajmuje, z jakimi trudnościami się zmaga?
  • Nie jesteśmy już tym, kim byliśmy w dniu ślubu. Czy dostrzegamy nie tylko siwe włosy i zmarszczki współmałżonka, ale też to, jak wzbogaciła się jego osobowość?

Jeśli nie czujemy wzajemnego szacunku i akceptacji, zachodzi duże niebezpieczeństwo wyobcowania w małżeństwie. Możemy uciec w pracę, życie publiczne, do pokoju dziecięcego lub w inny związek. Gdy łamie się nasza jedność, pozostają dwie rozerwane połowy, pełne drzazg, które ranią nasze dzieci.

Należy więc:

  • Ciągle od nowa zdobywać swojego współmałżonka – jest to wielkie wyzwanie!
  • Pracować nad tym, aby mój współmałżonek uważał mnie za atrakcyjną osobę nawet po wielu latach.
  • Troszczyć się o współmałżonka i z zainteresowaniem słuchać jego opowieści o tym, co go właśnie zajmuje.
  • Obdarzać go naszym czasem: podczas wieczornego spaceru, kolacji w starej gospodzie, gdzie przy świetle świec wszystko nabiera nowego znaczenia, podczas weekendowego wyjazdu we dwoje, poprzez drobne uprzejmości, komplementy, wspólną pracę…

Rozliczne są sposoby zacieśniania naszej więzi. Wierność oznacza nie tylko, że nie popełniamy zdrady. Prawdziwa wierność polega też na tym, że na nowo się odkrywamy i zdobywamy znów naszą pierwszą miłość.

Czym możemy sprawić sobie wzajemnie radość?

 

Stacja 11.

Pozwalamy naszym dzieciom wfrunąć z gniazda

W łonie matki dziecko stanowi z nią jedność. Od urodzenia zaczyna się stopniowo od niej oddzielać.
 Z początku rodzice są dla dziecka wszystkim: dają pożywienie, bezpieczeństwo, radość. Z czasem dziecko staje się bardziej niezależne, oddala się, z początku stopniowo, w końcu w nieznane…

Jest taki czas, kiedy przekazujemydziecku naszą wiedzę i doświadczenie. Mają one w przyszłości stać się jego „duchowym prowiantem” na drogę, dokądkolwiek ta droga będzie prowadzić. Potem przychodzi moment, kiedy z daleka obserwujemy drogę naszych dzieci, towarzysząc im naszym zaufaniem. Młody ptak musi wyfrunąć z gniazda, kiedy ma już wystarczająco dużo sił, inaczej nie stanie się zdolny do samodzielnego życia. Nie tylko na to pozwalamy, ale także wspieramy zdrowe dążenie do samodzielności naszych dzieci. Jesteśmy przy tym bardzo blisko nich – z początku fizycznie, potem bardziej duchowo tak, by mogły się do nas zawsze zwrócić.

Chcielibyśmy, aby nasze dzieci były takie, jakimi je sobie wymarzyliśmy, by zawsze chodziły dobrymi drogami. Często jest jednak inaczej. Trudno wtedy wypuścić ich dłoń, pozwolić im uczyć się na błędach i uznać potem, że my, rodzice, nie jesteśmy już dla nich na pierwszym miejscu. Być może ich sposób myślenia i styl życia są inne od naszego. Jeśli jednak podążają inną drogą, ważne jest, aby czuły, że nawet z krętej ścieżki mogą wrócić do domu rodzinnego, który stoi dla nich zawsze otworem.

Tak dojrzewa miłość rodziców. Im bardziej się od nas oddalają, tym bardziej powierzamy je dobremu Bogu, którego własnością są, jako Jego dzieci.

 

Przez co nadmiernie przywiązuję do siebie moje dziecko?

 

Stacja 12.

Razem ze starszym pokoleniem

Przychodzi czas, kiedy rodzice potrzebują naszego wsparcia. Stajemy się za nich odpowiedzialni. Jesteśmy im wdzięczni i chcemy teraz odwzajemnić się im naszą troską.

Często obu stronom trudno jest zaakceptować nową sytuację: rodzice czują się bezbronni, boją się, że sprawiają nam nadmierne trudności. My z kolei obserwujemy, jak rodzice, którzy byli w naszych oczach silni i wielcy, stają się mali i słabi. Nie wiemy zbyt wiele o tym, co dzieje się w duszy starzejącego się człowieka, jak również o tym, jak piękne jest towarzyszenie i pielęgnowanie go w starości oraz jaki Boży plan się za tym kryje. Dzisiaj często uważa się, że troska o starszych ludzi jest obowiązkiem i ciężarem. Nie opłaca się poświęcać na nią zbyt wiele czasu i siły. Nie zdajemy sobie jednak sprawy z tego, jak cenni są starsi ludzie.

„Zadaniem starszych ludzi jest sprawiać, aby Boża miłość przeświecała przez nasze życie, aby stała się widoczna i odczuwalna” – powiedział pewnego razu ojciec Beller. Posiadają oni ogrom doświadczeń i mądrości życiowej, którymi mogą dzielić się z młodszym pokoleniem. Mogą dzięki temu dawać świadectwo Bożej działalności w ich życiu, poprzez rady, jak również ich historie. Na przykład pewien dziadek powiedział swojemu wnukowi podczas oglądania starych zdjęć w albumie: „Dostałem babcię jako dar od dobrego Boga, jako wierną towarzyszkę na całe życie – jednak nie zawsze było łatwo.”

Poświęćmy czas seniorom naszej rodziny. Zachęcajmy ich, stawiajmy im ciągle pytania. Dajmy im okazję opowiedzenia o swoich doświadczeniach. W ten sposób dzieci i rodzice mają możliwość ponownie się do siebie zbliżyć. Gdy spoglądamy na historię naszej rodziny, zdajemy sobie sprawę, jak głęboko jesteśmy w niej zakorzenieni. Od naszych seniorów możemy się dowiedzieć, że cierpienie w życiu nie jest bezsensowne, że można naprawić wcześniejsze błędy i niedopatrzenia. Potrzebujemy starszych ludzi – nawet gdy stają się słabsi i niedołężni. Oferują naszej rodzinie swoją dyspozycyjność i stanowią oparcie wśród pośpiechu i chaosu dnia codziennego; to przy nich odnajdujemy znowu spokój i ciszę pośród hałasu. Przypominają nam oni o tym, że nie ilość, lecz jakość jest najważniejsza…

Z szacunkiem i wdzięcznością korzystamy z ich doświadczeń.

 

Stacja 13.

Starzejemy się i zbieramy owoce

Również następujące po sobie etapy życia są częścią mądrego planu Bożej miłości. Dobrze, że tak jest. Możemy bowiem bez lęku stawiać czoła wyzwaniom zmieniających się okresów życia i pozostać spokojnymi, ponieważ „Wiemy, że Bóg z tymi którzy Go miłują współdziała we wszystkim dla ich dobra” (Rz 8, 28). Pełni zaufania zdajemy się na Jego Opatrzność. Nasze własne Ja staję się z biegiem lat coraz mniejsze i słabsze, On jest za to coraz większy i silniejszy. „Niech się stanie wola Twoja!”

Możemy bardziej i intensywniej niż kiedyś cieszyć się różnymi drobnymi rzeczami, jak np. nastaniem nowego dnia, koncertem ptaków lub też tym, że możemy być razem i mamy wspaniałe wnuki… Zdajemy sobie przy tym sprawę, że to szczęście wcale nie musi być oczywistością i musimy być wdzięczni za to wszystko.

Życie idzie dalej – znamibądź bez nas. Jeszcze jesteśmy potrzebni, jednak młodzi ludzie prowadzą swoje własne życie. Potrzebne są nasze oczy, serce, ręce, słowo – a także nasza modlitwa. To jest broń, którą walczymy o udane życie dla naszych dzieci, wnuków i przyjaciół. Modlitwa chroni przed smutkiem i zadręczaniem się. W niej rzeczy zyskują swój właściwy wymiar i miejsce.

Czujemy też, że nigdy nie można podarować za wiele miłości. Ludzie w naszym bliższym i dalszym otoczeniu potrzebują jej, a także wiary i zaufania. My również potrzebujemy dużo cierpliwości i miłości, które sprawiają, że będziemy zawsze wyrozumiali i gotowi do ustępstw – wobec samego siebie oraz współmałżonka.

Pełni wiary w Miłosierdzie Boże przygotowujemy się na koniec życia, już teraz radujemy się na „powrót do domu” w naszej wiecznej ojczyźnie.

Co nas ubogaciło?

 

Stacja 14.

Wszystko ma sens

Bóg mówi do nas przez Pismo Święte i przez naukę Kościoła. Możemy Go też odnaleźć w naturze lub w niewinnych spojrzeniach dzieci. Niełatwo jednak odkryć Go w ludziach, którzy nas irytują oraz w wydarzeniach, które sprawiają nam ból.

Co może nam w tym pomóc? Możemy prosić Ducha Świętego, aby pomógł nam odkryć i zrozumieć Jego życzenie i słowo:

  • Być może przemawia przez naszego współmałżonka: „przyjdź dziś wcześniej do domu!”
  • Być może w obliczu niedbałości współpracownika prosi nas: „bądź dla niego przykładem przez swoją staranną pracę!”

Gdy odkryjemy już Jego słowo, wejdźmy z Nim w dialog:

  • Opowiadajmy,
  • Skarżmy się,
  • Prośmy…
  • I mówmy potem konkretnie: chcemy zrobić to, o co nas prosisz.

Czasem patrzymy wstecz i myślimy, że często nie wiedzieliśmy wtedy, dlaczego musiałanam się przydarzyć dana sytuacja. Dopiero po pewnym czasie łatwiej jest odkryć sens w poplątanych ścieżkach naszego życia i zobaczyć, jak prześwituje przez nie plan Mądrej Miłości.

Tęsknimy za bezpieczeństwem –jest to dobre i uzasadnione. Często jesteśmy dumni – chcielibyśmy mieć w życiu kontrolę nad wszystkim. Zdać się na kogoś, kto jest ponad nami, wydaje się często nieodpowiedzialne. Należy z jednej strony postępować tak, jakby wszystko zależało od nas i z drugiej strony zaufać tak, jakby wszystko zależało od Boga. Gdy zdajemy się tylko na siebie, wtedy na dalszy plan schodzi Opatrzność, w której dłoni przecież ostatecznie się znajdujemy. Mimo całych naszych starań zdarza się często, że tracimy ziemię pod nogami, że poruszamy się jak po linie rozpiętej pomiędzy ziemią a niebem. Czujemy się niepewni i przez to cierpimy.Uspokoić nas jednak może myśl, że ta lina jest mocno utwierdzona na górze, trzymana dobrą, silną dłonią samego Boga. On jest naszą pewnością. W Nim wszystko ma sens.

Co Bóg chce mi powiedzieć przez współmałżonka?

 

Stacja 15. 

Dziękujemy!

Chcielibyśmy po prostu za wszystko podziękować. Przez lata wspólnie spędzone doświadczyliśmy wielu pięknych wydarzeń. Często radowaliśmy się sobą i czuliśmy wzajemną miłość. Dobrze jest wiedzieć, że jest ktoś:

  • Na kim mogłem się wesprzeć,
  • Z kim mogę podzielić się myślami,
  • Komu mogę się poskarżyć.

Dziękuję, że Ty nas dla siebie wzajemnie stworzyłeś, że mamy nie tylko wspólną przeszłość, ale i wspólną przyszłość. Możemy razem się zestarzeć.

Dziękujemy Ci, dobry Boże, że także w ciężkich chwilach przy nas jesteś. Widzisz nasze łzy. W Twoich oczach jesteśmy małżeństwem, nawet jeśli w naszych sercach się od siebie oddaliliśmy. Dajesz nam siłę, aby znów rozniecać naszą miłość. Łączysz nas ciągle od nowa, nigdy Cię to nie nuży.

Dziękujemy Ci za nasze dzieci i za to, że nam je powierzyłeś. To wspaniałe, że oboje je kochamy. Cieszę się, że mój współmałżonek kocha tych, których ja kocham. Zważa na nie, pracuje dla nich.

Dziękujemy Ci za naszych przyjaciół, którzy pomagają nam odnaleźć naszą drogę.

Dziękujemy Ci za nasze zadania, dzięki którym czujemy się potrzebni.

Dziękujemy Ci za tych ludzi, którzy do dzisiaj towarzyszyli nam i kierowali nami. Staliśmy się dla siebie ważni.

Dziękujemy Ci, że dałeś nam Niebieską Matkę, która się o nas troszczy i nam pomaga. Gdy czujemy się słabi i bezradni, uzupełnia to, czego nam brakuje. Prosimy o Jej wstawiennictwo w sprawie naszego małżeństwa, naszych dzieci, bliskich, naszej wspólnoty i Ojczyzny.

Dziękujemy Ci Boże, za Twoją wierną troskę i prowadzenie. Dobrze jest wiedzieć, że jesteś z nami – aż do końca czasów.

Odpocznijmy